Patchwork lubiłam zawsze i lubić będę. Urzeka mnie ten sposób łącznia tkanin, ale pracochłonność zniechęca do podjęcia większych prób. Mam taką niechlubną cechę - niedokładność. Źródła są niejako dwa. Z szybkości. Bo muszę efekt końcowy zobaczyć szybko. Z malarstwa. Bo zawsze mogę zamalować, więc w szczegóły wdaję się na końcu ( i tylko zieleń chromowa niech się trzyma z daleka ode mnie bo po latach potrafi na płótnie wybić spod warstw kilku;). A z szyciem tak się nie uda. Musi być dokładnie, więc raczej powoli.
Tak wiec żeby zrobić tapicerowany mebel patchworkowy - to o to siebie nie posądzę. No może kiedyś...Daleko kiedyś. Tymczasem oto fotel na jaki mnie stać. Szyłam szyła i uszyłam.
Poza tym udał się zakup tkaniny - bez sowy w dziecinnym - to dziś ani rusz :)
Gonimy trendy:)
A teraz gonimy na Śniadanie II.
Kasza! Hura - nie przyrządzałam przez cały tydzień.
ps. I ta niedokładność męczy mnie kiedy trzeba zdublować coś. Ciężkie jest zwężanie nogawek w jeansach dla kogoś takiego jak ja. Jak to zrobić, żeby były równe. A może zostawić jedną. A co? Takich nikt nie będzie miał;)